niedziela, 30 czerwca 2013
Amber pomaga.
Wypowiedziałam dzisiaj wojnę kłakom i wszechobecnemu żwirkowi. A oto jaką pomoc uzyskałam od Lady Amber: Bo ośmieliłam się przygotować kuchnię do umycia podłogi. No cóż, nie tym razem, bo ja pamiętliwa jestem* i zabrałam trójkolorowe futro pod pachę i zamknęłam z resztą towarzystwa (poza kuchnią). * kiedy Kolorowe były małe, to potrafiły się gonić po świeżo umytych podłogach robiąc tysiące "tuptów" i ślizgając się (i wywracając) na zakrętach. :) Pani Kierownik Nadzoru:
sobota, 29 czerwca 2013
Co by było, gdyby? ;)
Do śniadania czytam Praczeta, a potem oglądam na przykład Wącham Książki. I to zazwyczaj nie jest dobry pomysł (ale jakoś nie zamierzam tego zmieniać). :) A dlaczego dzisiaj? Dlatego:
TUTAJ źródło, a autorowi/autorce gratuluję, bo pomysł jest przedni. :) Park uciech (?)
Kinga [czytać] albo się lubi albo nie. Ja lubię i to bardzo. A jednak znak zapytania w tytule jest... "Joyland" zostawiłam sobie na wakacje (od uczelni) - jak zawsze w przypadku nowej "uczty" i w myśl zasady, że do lektury Króla muszę mieć czas i nastrój. W związku z tym moje odczucia są ambiwalentne. Z jednej strony, to przecież King, czyta się świetnie, a z drugiej... Książka sprawia wrażenie, jakby została napisana "na kolanie". Jakby Autor przy obiedzie wpadł na pomysł, po podwieczorku zebrał informacje, wieczorem "machnął" książkę i przed śniadaniem zaniósł ją do wydawcy. Z przeczytanych kilku recenzji wynikało, że Autor skupił się na przedstawieniu działalności i zasad panujących w wesołym miasteczku oraz na wątku romansowym, zamiast na stworzeniu horroru z krwi i kości. Wszystko się zgadza, ale nie uważam tego za zarzut. Przypuszczam, że gdyby King napisał esej o wędkarstwie spinningowym, to też czytałabym go z wypiekami na twarzy. ;) Jaki więc jest "Joyland"? Krótki. Niezły, ale po cegłach-majstersztykach takich, jak "Pod kopułą", czy "Dallas '63", po prostu czegoś tej książce brakuje. Ledwo się człowiek rozpędzi, a tu posłowie. Ano właśnie. Posłowie. U Króla zawsze (co najmniej) kilkustronicowe, z licznymi wyjaśnieniami. Ale jest jedna rzecz, za którą Króla uwielbiam. No dobrze - kilka, ale ta jest najbardziej znacząca: jego przekonanie, że w bibliotece można znaleźć wszystkie informacje, jakich się potrzebuje. Co robią bohaterowie, kiedy chcą się czegoś dowiedzieć? Idą do biblioteki. I nie ważne czy sami szukają, czy pomaga im bibliotekarka/bibliotekarz. IDĄ DO BIBLIOTEKI. I za to, panie King, ma pan moją nieskończoną wdzięczność. :) Podsumowując: polecam, ale z uprzedzeniem, że niektóre opowiadania Kinga są obszerniejsze i bardziej złożone niż ta lekturka. :) Acha. I już nigdy, przenigdy nie wejdę do domu strachów w wesołym miasteczku.
wtorek, 25 czerwca 2013
Miasto Królów.
Jak wiadomo - miewam różne pomysły. Mniej lub bardziej szalone. Czy warte zaznaczenia jest to, że był to kolejny dzień Wielkiego Upału? Piszę o tym tylko dlatego, że po raz kolejny moje rodzinne miasto w porównaniu ze stolicą Małopolski wypada blado. Pod względem większości rzeczy: atmosfery (!), księgarni, antykwariatów, kawiarni i sklepików (na przykład: tam w mydlarni są kule do kąpieli w kształcie muffinek, a u nas - łał - mydło krojone z bloku), troski o turystów (moje miasto nie troszczy się nawet o mieszkańców) itd. Wracaliśmy z Baraniastym od Smoka (siedzenie pod Wawelem przy bezwietrznej pogodzie, okazało się nie tak oszałamiające, jak myśleliśmy) przez Rynek w stronę ulicy Karmelickiej.
Mniej więcej przy Sukiennicach Owca uznała, że dalej nie pójdzie, jeśli się czymś nie nawodni.
A co zrobił Baraniasty? To, co zawsze - znalazł rozwiązanie owczych problemów. :) Zatargał Owcę pod hydrant. :) Dokładnie tak. Na krakowskim Rynku strażacy zamontowali hydranty - kurtyny wodne, które chłodzą przechodniów.
Frajda jest nieprawdopodobna! :D Wrzaski, piski i chichoty! :)
Całe odzienie wierzchnie Owcy, po dwóch przebieżkach przy hydrancie, można było wykręcać. Gdyby nie upał, rzecz jasna, bo koszulka była sucha po 15 minutach, a spódniczka po pół godzinie. :)
Taki hydrant to droga impreza: "Z jednego węża w ciągu minuty ubywa ok. 800 litrów wody. Strażacy będą montować je codziennie, gdy słupki termometrów zaczną przekraczać 30 stopni C." ale - jak widać - da się. Za to w Katowicach na "rynku" jest wielki remont i przebudowa (never ending stoooory), odkryta Rawa, smród i podobno pewne gryzonie. A w upały chłód wieje jedynie z wzajemnych relacji mieszkańców. :( Empik i Czekoladopijalnię tym razem ominęliśmy (kosztem innych, załatwiony z powodzeniem spraw), a i tak Duża Bordowa po naszym powrocie miała jakieś sześćset stopni w środku...
A skoro już o Krakowie i wojażach mowa, to poprzednim razem udało nam się obejrzeć "Human Body Exhibition". Zawsze chciałam, a od niedawna wiem nawet dlaczego. Polecam, jeśli ktoś chce się czegoś nauczyć i nie analizuje szczegółowo owego przedsięwzięcia pod wzlędem etycznym. Wystawa została przedłużona do końca sierpnia, tego roku.
Należy się uzbroić w znaczne finanse (cena za bilet dla osoby dorosłej "lekko" miażdży) i cierpliwość dla ochrony wystawy, która pilnie patrzy, żeby zwiedzający nie wnieśli ze sobą... niczego. O torebce większej niż 20x20 cm nie ma mowy (moja miała 23 cm!). Więc wszystko trzyma się w rękach (portfel, telefon (oczywiście wyłączony) i chusteczki na ten przykład), względnie w kieszeniach (jak Bolek i Lolek ;) ). Może o to właśnie chodziło - ktoś, kto ma pełne ręce swoich bambetli, nie będzie dotykał eksponatów. ;)
Cieszę się, że tam byliśmy i cieszę się, że zobaczyłam "się" od środka. :) I wbrew temu, co niektórzy sądzą, po obejrzeniu takiej wystawy człowiek nabiera szacunku do pewnych spraw, o których nie pomyślałby wcześniej. Polecam. O bardziej szczegółowe informacje można zapytać wujka gugla.
A na koniec kilka fotek. Tylko kilka, bo nasze ulubione miejsca w Krakowie znamy na pamięć, a wyjęcie komórki w taki upał było ponad nasze siły, że nie wspomnę o noszeniu aparatu. ;)) Przesiadując pod Wawelem wydawało nam się, że bardziej gorąco nam być już nie może. Do momentu, kiedy zobaczyliśmy, że komuś jest jednak o wiele gorzej...
Chodzi mi oczywiście o tego "zapiankowanego" nieszczęśliwca.
A tu pstryknęłam ku własnej radości. :) Kiedy dojeżdżaliśmy do świateł (ograniczenie i radar), to kilku "kierowców" usilnie chciało nas zepchać z drogi (bardzo mnie stresują takie sytuacje). A potem były światła. A potem Duża Bordowa ruszyła... I jeszcze znak. Nawet nie z Krakowa (chyba z Częstochowy).
O tym, co się dzieje na drogach w naszym kraju mogłabym tak naprawdę książkę napisać.
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Obrazki z przeszłości.
Bywa tak, że obraz ma większą siłę przekazu niż słowo. Podpatrzyłam ten sposób opowiadania swojego świata (za pomocą kolażu ze zdjęć) na kilku odwiedzanych blogach. Wydaje mi się genialny i zrobiłam też swój. Z obrazków z przeszłości.
1. Ptasie dzieci - wtedy takie małe i "tylko" głodne - teraz niegrzeczniaki, które biją się o miejsce w wielgaśnej fruwajce. :) 2. Ulubione bratki - teraz już przekwitły. 3. Moje osobiste mistrzostwo świata. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że dostanę piątkę z poetyki. I to z egzaminu. Dzika radość. 4. Owcze nagrody za "monotonny indeks" ;), czyli "Iron Man 3" i "Fast&Furious 6" w kinie. Widzieliście kiedyś helikopter strącany przez fortepian (taksówkę tak - to było w "Szklanej Pułapce" bodajże 4, ale fortepian?) i czołg śmigający po autostradzie? Nie? A ja tak. :) I bardzo mi się podobało. :) 5. Im bardziej za nią tęsknię, tym bardziej jej nie ma... 6. Ona też fruwa u Melitele. 7. Wtedy świeżo zasadzone pelargonie. Teraz już kwitną kolejny raz. 8. Moja wariacja o księgozbiorze "pracowym" podczas jednego z "ciągów" dyżurowych w czasie, gdy do domu wracałam tylko na krótkie chwile... 9. Najlepsza z cyklu o Wiedźmach. :)
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Rozwiązanie konkursu.
Wreszcie. Wbrew pozorom to wcale nie było takie proste, ale wreszcie udało mi się wszystko podsumować. I tak - bez suspensu (dwa miesiące trzymania Was w napięciu w zupełności wystarczą ;) ) - oznajmiam, że nie ma jednego zwycięzcy, lecz jest ich (Was) wielu, ponieważ wykorzystałam pomysły prawie wszystkich. Ptasie dzieci mają następujące imiona:
(od lewej) Anyż, Advocat (1), Aromat (2), Almond (4), Agrest, Amaretto (3) i Gloster. Tutaj są z bliska: I Ci sami raz jeszcze (z rozmazaną - bo się wierciła - Amaretto):
Najtrudniej było zrobić zdjęcie dzieciom (to za chwilę), ale młodzież też wszczęła panikę na widok mojej Galaktyki (w pomarańczowym ubranku) w ich klatce i faktu, że robi "pstryk". (od lewej) Arbuz, Antałek, Absynt, Arak, Ananas. To, co fruwa, to oczywiście Ambroży ( miał być Ambrozją).
Jeszcze młodzież z Limonem. Zdjęcia są prawie identyczne, ale na pierwszym bardzo spodobała mi się mina Limona. ;) (od lewej): Awokado, Aloes, Arabelka, Aronia i Limon.
Na końcu dzieci, które wpadły w totalną panikę równocześnie z włożeniem telefonu do klatki.
u góry: latający Asparagus (1), Pani Glosterowa, Alabaster, Apetyt (3), Arcydzięgiel Jeszcze Alabaster (to ta jaśniejsza) i Arcydzięgiel (jej ciemniejszy braciszek) z bliska. Tu udają strusie (głowa w dół i udajemy, że nas nie ma). :)
Jak więc widzicie - przede wszystkim dzięki Wam - wszystkie maluchy mają imiona i jeszcze kilka [imion] zostało. :)
Zwycięzcy w owczym konkursie na ptasie imię dla kanarka: Baraniasty - wykorzystałam imiona: Agrest, Arabelka, Alabaster Hania (Darmozjady) - wykorzystałam imiona: Aronia, Absynt, Arak, Aloes Temeko - wykorzystałam imiona: Almond, Aglio (bardzo mi się podoba), Apple Basia (Maurycjusz) - wykorzystałam imiona: Acid, Alga i mój hit: Antałek Ania (Wilddzik) - wykorzystałam imiona: Agar, Apetyt, Aronia Sarenzir - wykorzystałam imiona: Arcydzięgiel (bardzo mi się podoba), Aperitif, Asparagus i mam nadzieję, że jeszcze będzie Achillea.
Dziękuję Wam serdecznie i gratuluję. :)
Sarenzir - jak sobie życzysz, może być pocztą, może być osobiście. ;)
Mam nadzieję, że za rok, kiedy będziemy wymyślać imiona na "B", to podsumowanie konkursu zajmie mi zdecydowanie mniej czasu. ;)
niedziela, 09 czerwca 2013
O_o
Oczy jak spodki. :) Autorem dzisiejszego wpisu, jest tak naprawdę Baraniasty (a bohaterami Fil i któryś z ptasich maluchów), który kilka dni temu napisał mi w mejlu: Czyściłem klatkę ptasim dzieciom, pokój zamknięty, Pierożek śpi na komputerze.
Jutro też będzie o ptaszkach. :)
sobota, 08 czerwca 2013
Powrót Owcy.
Trudno jest się zebrać w sobie i po tak długiej przerwie wrócić na wirtualny Pasionek. Przede wszystkim - dzisiaj nie było zimno! Co jest dużym osiągnięciem, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jest już czerwiec, a przez ostatnie dni pogoda była listopadowa... Z okazji pierwszej wolnej (od niemal miesiąca) soboty buszowaliśmy dzisiaj z Baraniastym po targu owocowo-warzywnym. Oczywiście nie obyło się też bez nowych nabytków kwiatowych. Krwistoczerwona werbena czeka na zasadzenie w wiszącej doniczce. Udało mi się skończyć semestr. Z całkiem niezłym rozmachem. ;) Na razie przyzwyczajam się do faktu, że przez najbliższe 4 miesiące mam wakacje od uczelni i nie muszę się uczyć do kolejnych skumulowanych (najlepiej trzech dziennie) egzaminów, a "jedynie" nadrabiać zaległości domowe i pracowe. Przekonał mnie - oddaliłam się chichocząc. :) |
Archiwum
Zakładki:
Hobby moje i nie tylko :)
KOTY (i ludzie)
Koty zagraniczne
Kulinaria
LUDZIE (i Koty)
Ptaszki
Rękodzieło
Zwierzaki, które lubię, a które nie są kotami :)
![]() ![]() ![]() (Indyczek, Królik, Pani Prezes) ![]() (Pierożek) (Kawa) (Lady Amber Herbu Tricolor) (Biisława, Szylkretka) ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Licznik odwiedzin: Gości na stronie: ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |